A no faktycznie, to w sumie dosyć logiczne, ale nie znam się zbytnio na procesie produkcji filmu, dlatego jako pierwsze nasuwa mi się proste skojarzenie: tłumaczenie tytułu - tłumacz.
Byłoby to logiczne, ale niestety tłumacze zwykle nie są pytani o zdanie, a film ma polski tytuł na długo zanim do nich trafi.
Dystrybutorzy też niewinni. Międzynarodowe przepisy o ochronie dóbr niematerialnych sztywno ustalają zasady. Jeśli film jest ekranizacją książki wydanej w kraju wcześniej niż 3 lata przed premierą filmu, to film musi mieć tytuł książki. W pozostałych przypadkach tytuły regionalne nadaje producent i w chwili, gdy polscy dystrybutorzy zaczynają negocjacje w sprawie nabycia praw do rozpowszechniania filmu w kraju, film ma już tytuł kinowy. Wyjątek stanowią telewizja, internet i DVD+BD - negocjując prawo do wyświetlana w TV, streamingu lub wydania płyty może być również negocjowany tytuł.
film "Szkoła Melanżu" już dostępny na dobrych stacjach benzynowych w cenie 9,99 polskich złotych... : - (
myślę że "mądre głowy" wymyśliły, że t.zw. melanż bardziej przemówi do polskiej młodzieży, i zachęci do pójścia do kina, w końcu kto by poszedł na film pt. "Kujonki"
20 lat temu tytuł brzmiałby "Ostra jazda" albo "Odjazdowa impreza" ale w dobie polskich raperów dla gimbazy, melanż chyba bardziej trafia
Pewnie współczesny tytuł miał zachęcić do obejrzenia filmu,a tym samym bardziej trafić w gusta młodzieży. Tak czy siak polscy dystrybutorzy mogli wymyślić lepszy.