Film jest beznadziejny! Treść gry została zupełnie wypaczona, głupota na porządku dziennym (Mario Mario i Luigi Mario.. wtf?),mnóstwo zerżniętych cliche...
Ale uwielbiam go! :D Za beznadziejność :D
I ja się podpisuję.
Film jest beznadziejny, ale za każdym razem gdy leci w tv, lub gdy mam okazję go obejrzeć - nie mogę się powstrzymać !
Piękna sprawa :-P
Też lubię, a właściwie lubiłam, bo od dzieciństwa nie oglądałam. Ale przymierzam się, oby sentyment zwyciężył nad rozsądkiem ;)
Obejrzałem dziś po...niecałych dwudziestu latach, i znów poczułem się jak w dzieciństwie. Film obronił się "fantazyjnym" podejściem. Oczywiście ma też i swoje wady, ale jako kino familijne broni się całkiem nieźle, mimo upływu lat. Głównym zarzutem wobec scenariusza było nietrzymanie się realiów gry na której bazuje, ale biorac pod uwagę fakt że gra fabuły raczej nie ma... to argument raczej słaby. Gorzej jeśli weźmiemy pod uwagę klimat gry i klimat filmu - dwa bieguny.
Gdzieś tutaj wyczytałem komentarz w którym porównuje się go do "Brazil "Gilliama, i coś w tym jest. .. co więcej, tam też Bob Hoskins grał hydraulika. Fajny zbieg okoliczności.
Po tych dwudziestu latach film mnie nie zmęczył a niektóre sceny wydały mi się zabawne. Nie jest źle.
Gimby nie doceniają tego filmu a szkoda
To pierwsza gra przeniesiona na ekran
Potem Mortal Kombat
A także Double Dragon, który podobnie jak Street Fighter również ma polski tytuł.
Lubię tan film przez sentyment do niego, przypomina czasy dzieciństwa . Pamiętam że w wypożyczalniach film był hitem na VHS, każdy kto miał NES-a i grę Super Mario Bros koniecznie chciał go obejrzeć.
Mario bros. mówi ci to coś? oboje mieli na nazwisko Mario, dlatego Mario Mario i Luigi Mario nic dziwnego dla tych, którzy wychowali się na tych grach. Co do filmu to nie jest on wysokich lotów ale po latach mam do niego sentyment tak jak do street fighter :)
Miałem w dzieciństwie o tyle farta, że nie miałem Pegaza (tzn nie samo to było fartem, czytaj dalej :P) więc o Mario to raczej słyszałem niż w niego grałem; nie byłem więc zupełnie zawiedziony filmem bo nie wiedziałem jak mało ma wspólnego z materiałem źródłowym - miał za to mroczne miasto rodem z Blade Runner, lasery, dinozaury... No feeria dziecięcej zajebistości :D Dziś jest mi go więc niezmiernie trudno ocenić...
No tak, bo gra na 8-bitowce miała niezwykle ambitną treść, która akurat właśnie tutaj została wypaczona. Nie to co w niezwykle ambitnej sztuce wystawianej na Broadway w latach 1991-1995. Tam w rolę Mario wcielił się sam Marlon Brando, a postać Koopy była jedynie alegorią szarości życia i tego, że małe murzyńskie dzieci muszą chodzić w dziurawych trampkach.